Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Medytacja, śmierć za życia

Medytacja, śmierć za życia

Ludzie traktują medytację jako coś cool, trendy – coś modnego, najlepiej z kadzidełkami i jogą, która w zachodnim ujęciu jest niczym innym, jak zwykłymi ćwiczeniami. Medytacja to coś, co ma dać im relaks, luz, jak trawka czy drink, bądź dwa…  To także wchodzi w zakres oddziaływania medytacji, jednak jej zadanie jest o wiele głębsze, znacznie poważniejsze niż tylko odprężenie ciała.

Orgie narkotykowe

Do tego celu są przeznaczone świetne techniki relaksacyjne, idealnie wpasowane w ten jeden, określony cel. Medytacja która jest cool, jest niemal zawsze mylona z relaksacją, albo co gorsza, z narkotykowymi orgiami. Pamiętam jak w czasach liceum, leżałem, jak to mawia młodzież, naspawany trawą i słuchałem dobrego metalu z innymi uczestnikami duchowego satsangu. Było mi przyjemnie, dobrze, czułem się częścią grupy, czułem się dorosły i zwariowany bo zażywałem nielegalne narkotyki… była przyjemność? Tak. Ale wypływała ona z pewnych działań, była czymś uwarunkowana. Przyjemność płynąca z medytacji jest znacznie większa, jest także nieuwarunkowana; czyli nie zależy od żadnej z istniejących rzeczy. Możesz odczuwać ją sam, a możesz w grupie ludzi, nie ma to żadnego znaczenia. Różnica ją czyniąca, jest w istocie nieprzebytą przepaścią. Niewielu ją przekroczy, chociaż cel wydaje się być zwykły, wręcz trywialny. Z całą pewnością nie budzi tak wielkich emocji jak sława, bogactwo czy władza. Jednak znaczy więcej niż wszystko co istnieje. Jest zwykły i niezwykły zarazem, bliski lecz daleki, nieuchwytny.

Śmierć za życia

Prawdziwa medytacja jest prosta i łatwa, a zarazem najtrudniejsza na świecie, ponieważ jest obserwacją swojego umysłu – i śmiercią osobowości. Nie ma znaczenia czy mówisz mantry, głęboko oddychasz, wypowiadasz specjalne zaklęcia, modlitwy bądź siedzisz przed figurką guru. Nie ma też znaczenia co robisz – biegasz, ćwiczysz na siłowni, siedzisz czy piszesz… liczy się tylko i wyłącznie obserwacja umysłu, swych myśli, ciała. Zmuszanie ludzi do siedzącej medytacji, jest czymś bardzo złym, podstępnym. Wielu ludzi ma tak silną nerwicę, zwłaszcza w tych pełnych stresu czasach, że siedzenie jest koszmarnym przeżyciem; w efekcie taka osoba na samą myśl o medytacji, ma odruch wymiotny. W ten sposób skutecznie odciąga się ludzi od czegoś, co dałoby im głębokie spełnienie – oczywiście w tę duchową lukę rynkową, natychmiast wkraczają wilki w owczej skórze. Siedzenie to coś, co można polecić osobie spokojnej, wyciszonej. Zwykły człowiek może medytować w trakcie spaceru na łonie natury, bądź sprincie ku rozkoszy w łonie pięknej Pani… Mawia się, że absorbujące czynności nie powinny być medytacją. Na pewno praca wymagająca pełnej koncentracji, grożąca porażeniem prądem, amputacją kończyn i innych tragedii, musi być wypełniona skupieniem. Gdy będziesz już doświadczonym obserwatorem, wtedy już nie opuści Cię obserwacja stanów nawet najwyższego skupienia – ale to wyższa szkoła jazdy, nie warto próbować do niej się dostać, pomijając wcześniejsze stopnie nauki. To tak jakbyś chciał wejść do ringu, z doświadczonym bokserem. Dostaniesz łomot, tak to się skończy przyjacielu. Najpierw musisz potrenować kilka lat, by mieć szansę na wygraną. Kto opuszcza podstawy, zostałe pobity na ringu życia.

Więcej niż zęby
W przypadku opuszczenia podstaw medytacji, co najwyżej zniechęcisz się do niej, nie zrozumiesz jej piękna i sensu. Czyli stracisz znacznie więcej niż kilka zębów – chociaż możesz sobie jeszcze nie zdawać z tego sprawy.
Nawet zwykła rozmowa może być piękna medytacją, kiedy to rozmawiasz, reagujesz wyuczonymi wzorcami – i wszystkie je dokładnie obserwujesz, coraz bardziej się od nich oddalając. To kim naprawdę jesteś, oddala się od sztucznie wytworzonej w dzieciństwie tożsamości, ego. Tożsamość rozmawia z drugą osobą, automatycznie reagując na to, co mówi ta osoba. Ale prawdziwy ośrodek decyzyjno – odczuwający, nie mieści się już w tożsamości, a znacznie wyżej. Tożsamość może reagować cierpieniem bądź ekscytacją, w zetknięciu ze słowami rozmówcy, ale Ty prawdziwy nie jesteś tymi emocjami. Gdy się pojawiają, nie skupiasz się na nich, przez co nie odtwarzasz historyjki w głowie, która wpędza Cię w spiralę coraz mocniejszych emocji… nie cierpisz, koniec, the end wszystkich łzawych, w swej naturze takich samych, nudziarskich historyjek z życia ludzi.

Nic nie tracisz, a zyskujesz wolność
Udana medytacja nie jest utratą tożsamości – ona nadal istnieje i działa. To co osiągasz, to oddalasz się od niej, nie bierzesz udziału w grze umysłu, jego chaosie, piekle niepokoju, obaw i wszystkich innych emocji. Tożsamość działa, ale nie jesteś już nią. Jej cierpienia i radości są Ci dostępne – ale tak jakbyś był bezpieczny, wygodny i oglądał film w kinie. Na filmie wielka tragedia… ale wiesz że Ty jesteś szczęśliwy, że te obrazki to tylko cudzy film. Bezustanny bieg myśli wcale nie znika, one nadal pędzą, galopują… ale Ty prawdziwy, te odczuwające centrum Twej istoty, jesteś oddzielony ciszą od tych szalonych, wariackich wyścigów konnych… wtedy możesz widzieć wszystko co jest, takie jakie jest, a nie przez swoje własne filtry ego. Ujmę to tak – Ty prawdziwy (na wschodzie nazywa się te centrum jaźnią) uświadamiasz sobie dwie rzeczywistości. Jedna to obraz świata przefiltrowany przez osobowość, tożsamość, ego. To obraz stworzony z wyobrażeń, reakcji, wnioski wyrzeźbione z gliny wcześniejszych doświadczeń. Widzisz też, znacznie wyraźniej – to co jest, bez żadnych filtrów. Drzewo nie wzbudza żadnych reakcji, jest całkowicie fantastyczną, magiczną wspaniałością… wszystko jest nowe, rześkie, świeże. Wszystko jest wspaniałe, pojawia się zew przygody i ekstazy, jakbyś znalazł się na całkiem obcej, przyjaznej i duszącej magią planecie. Oddychasz z ulgą, chce Ci się śmiać, tańczyć, śpiewać i płakać, a ciało wypełnia się rozkosza, błogością, całe pulsuje bardzo głęboką przyjemnością, mocniejszą niż po heroinie.

Odczucie cudowności jest niesamowite, może nawet większe niż lekkość w całym ciele, wrażenie jakby wielkiej ulgi, jakby z pleców znikł wielki ciężar. W tym samym momencie obok zachwytu nieznanym, jest też pochodząca z umysłu, kompletna informacja dotycząca tego czym jest drzewo. Gdy w stanie przebudzenia duchowego widzisz węża, zachwycasz się nim, ale nie dasz mu buziaczka. Te dwie sfery wzajemnie się przenikają, ale odczuciami wypełnia Cię tylko ta prawdziwa, najprawdziwsza i jedynie słuszna – pozbawiona filtrów. Te dwie rzeczywistości są dostępne w Tobie, a Ty jesteś świadomy ich obu. Jedna pozwala żyć, daje informacje – ale nie wpływa na to coś, czym naprawdę jesteśmy, na punkt G naszej wewnętrznej, nieśmiertelnej, wiecznej istoty. Ona stworzona jest z radości i miłości, wieczna obserwatorka ziemskiego cyrku.

Zostaw zabawki, dorośnij

Przebudzenie, być może wywołane medytacją, to śmierć. Tracisz wszystko co masz, a także wszystko to, co jak myśisz, da Ci kiedyś szczęście. Tracisz wszelkie nadzieje, marzenia, cele takie jak umięśnienie, nauka czegoś – tracisz wszystko to, w czym pokładałeś nadzieję na szczęście. Nie musisz już nic osiągać, ponieważ gdy oddalisz się od ego, doznajesz szczęścia. Pozostanie więc tylko to, czego wykonywanie da Ci radość – i nic więcej. Wszystkie nasze cele, mają nam dać spełnienie, radość… ale gdy już ją osiągniesz, nie ma sensu nic wzbogacać, upiększać, podmalowywać. Jest w nas doskonałość, której nie da się w żaden sposób stuningować, niczym. Po co Ci te wielkie mięśnie? Nauka sztuk walki? Z kim może walczyć Boska jaźń? Z pełnymi lęku i rozpaczy osobowościami? Po co? Czy jeśli ugryzie Cię mrówka, mścisz się demolując mrowiska?
Niektórzy czekają na śmierć ze starości ciała, gdzie ich tożsamość umrze, precz odejdzie. Zostanie pierwotne Ja, wyzwolone z pętów ciała i zamierającej w konwulsjach wspomnień tożsamości. Niespełnione pragnienia, z którymi tak mocno utożsamiło się te pierwotne Ja, nadal będą trwały, sprawiając że prawdziwe Ja (czyli Boska świadomość) znowu zejdzie w materię, by doświadczać w kolejnej inkarnacji piekła, czyli niespełnionych pragnień, mających swój początek w umyśle. Dopóki jesteśmy utożsamieni z umysłem, zawsze będziemy pełni pragnień. Gdy zaspokoimy jedno, pojawia się kilka następnych. Ta gra nie ma końca, chyba że zrozumie się jej zasady – sukces to nie spełnianie kolejnych celów, rzekomo mających dać szczęście, a odejście od swej tożsamości, zostawienie jej i pojście ku światłu.

Ile razy można to samo?

Niestety… zostawienie tożsamości na poboczu życiowej autostrady, oznacza często mentalne zostawienie auta, pracy w korporacji, nowej meblościanki i dziewczyny. Ludzie wolą zachować obiekty, do których się przyzwyczaili, odkładając na wieczne „później” najważniejszą w swych życiach sprawę… Przybędą więc ponownie, by ogień pragnień na nowo w nich zapłonął, zadając im katusze. Im więcej takich powrotów, tym większa pustka i poczucie beznadziei. Umysł chce tego, co w danej cywilizacji i kulturze jest modne, a Istota będąca w nas (dusza, podświadomość, jak zwał tak zwał) odczuwa już tylko nudę. Ile można liczyć na szczęście przez rozmnażanie, władzę i posiadanie wielkiej ilości przedmiotów? W końcu to wszystko się nudzi, budzi odrazę – ponieważ to coś głęboko pod umysłem, wie że żadnego szczęścia to nie daje. Jakże Boskiej Istocie ma dać spełnienie przemijający obiekt materialny? Ten cichy głosik to poczucie beznadziei, depresja, rozpacz, choroba, pijaństwo, narkotyki… A umysł nie rozumie o co chodzi. Idzie do księdza się modlić, umacnia się w swej przemijającej tożsamości, albo do coacha, robi śmieszne ćwiczenia mające zmienić podświadome wzorce, cuda na patyku… a depresja się pogłębia. Zostaw to, ale nie pal dobytku – chodzi tylko o to, byś uwolnił się od przywiązań i pragnień.

Możesz być bogaty, to nie ma najmniejszego znaczenia. Ludzie biedni są tak samo pełni pragnień, jak bogacze. Zostaw swą osobowość, nie jesteś tym triumwiratem wychowania, tresury i presji, tylko czymś znacznie więcej. Odkryj skarb, a już nigdy nie będziesz nic pragnął. Ale jak to? Zapyta nieprzebudzony. Nie będę pragnął seksu, super bryczek, władzy żeby inni czuli się przy mnie szmatami, tak jak ja całe życie się czułem… Tak, dokładnie tak. Te pragnienia stracą tak bardzo na mocy, że nie będą się liczyły. Po co Ci ta super bryka? By się pochwalić, pokazać że jesteś ważny. Ale pragnienie bycia ważnym zniknie, a za nim cała reszta głupstw, które ludzie wyprawiają tylko w tym celu, by sąsiad za firanką zwijał się z zazdrości. Zniknie cała motywacja do głupot, a pojawi się zdrowe pragnienie, takie jak spacer by „rozprostować” kości czy hobby, o którym zawsze marzyłeś, a które było nieekonomiczne, czy wyśmiewane przez „poważnych i normalnych” ludzi.

Szczyt na samym dnie

Puść umysł a on puści Ciebie. Razem z umysłem puść wszystko to, co masz. To co masz, tak naprawdę ma Ciebie. A co ludzie mają? Działki, lokaty, pieniądze, auta… swoją religię, wiarę, państwo, patriotyzm, „miłość” do drużyny piłkarskiej, swoje piękne mięśnie, chęć na kopulację, słodycze… to wszystko są przywiązania, które wiążą Cię w piekle. Gdy je puścisz, uniesiesz się ku górze, na sam szczyt.

 

————————-

 

 

Zapraszam do kupna moich e książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” KLIK. Zachęcam do ściągnięcia mojej książki „Co z tymi kobietami?” jako darmowego e booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski. Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fanpage KLIK, Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to coztymikobietami@poczta.onet.pl„>coztymikobietami@poczta.onet.pl

 

Dodaj komentarz

Top